Takie nałogi jak listobsesja, o której jakiś czas temu pisałam, mają to do siebie, że lubią się rozwijać. Lubią też eksperymenty i poligamię, albo raczej poliamorię. Zasada poliamorii to-do-listowej jest prosta: im więcej rodzajów list znasz, odkrywasz i używasz, tym lepiej i weselej. Nie ma obowiązku wyłączności, nakazu wierności czy obawy przed niestosownym nadmiarem.

Na początku osoby listolubne lub listoobsesyjne korzystają z jednej listy i przyzwyczajają się do niej. Część pozostaje przy tej „pierwszej i jedynej” – bo im odpowiada, jest wygodna, pasuje. Niektórzy nigdy nie spróbowali wyjść poza swoją pierwszą listę rzeczy do zrobienia, nawet nie odczuli potrzeby, by zerknąć, czy da się inaczej. Mają tę swoją wybrankę, korzystają z niej i koniec.

Ich święte prawo. Nigdzie nie napisano, że trzeba obowiązkowo zaliczyć ileś rodzajów to-do list, by uzyskać prawo do prawa wyboru. Na szczęście.

Zostawmy zatem w spokoju tych, którzy mają swoją ukochaną wersję listy i nie chcą żadnej innej – niech im spisy spraw do załatwienia odfajkowane będą. Skupmy się na tych, którzy są bardziej poligamiczni i chętni, by zasmakować różnych form to-do-listowania. To przede wszystkim dla nich jest ten przegląd; trochę także dla listowych monogamistów, którzy zerknąć na inne listy zerkają, ale wierni pozostają swojej; oraz dla tych, których pomysł zrobienia listy list zwyczajnie kręci (to taka to-do-listowa metafizyka. Wspominałam, że I ♥ listologia).

Uwaga więc, werble... i powitajmy przeglądowy numer jeden. Oto:


KLASYCZNA LISTA NUMERYCZNA


To taki klasyk jak mała czarna i taka podstawa jak podkład pod makijażem (albo styropian pod świeżo wylaną podłogą... przepraszam, mam remont). Klasyczna lista numeryczna jest formą, od której bardzo wiele osób rozpoczyna swoją przygodę z ujarzmianiem rzeczywistości za pomocą spisów. Ma dwie odmiany: liczbową (podstawowo-podstawową) albo znakową. Liczbowa – czyli po prostu numerowanie zadań od jednego do iluś tam (na przykład do nieskończoności) – jest bardziej przejrzysta, bo od razu wiesz, ile masz rzeczy do zrobienia („Rany boskie, siedemdziesiąt trzy punkty do zrobienia na dziś? Idę się sklonować! Podwójnie!”). Znakowa zamiast liczb wykorzystuje wszelkiego rodzaju oznaczenia, punktory, obrazki, rysunki. Jest z pewnością bardziej estetyczna, ciekawsza i pozwala na większą kreatywność, do tego bardziej bawi (w którymś momencie w czasach licealno-studenckich każda moja lista otrzymała osobny znaczek z wordowego zestawu punktorów – i nie mówimy tu o zwykłych myślnikach, ptaszkach czy kulkach, tylko o ślicznych obrazkach, typu: stos książek, esy-floresy, gwiazdy); za to na dzień dobry trudniej się zorientować, ile się rzeczy zaplanowało lub zwaliło sobie na głowę, trzeba policzyć ręcznie („... siedemdziesiąt jeden, siedemdziesiąt dwa, siedemdziesiąt trzy... O jasna cholera! Idę się sklonować, potrójnie!”).

Zrobienie klasycznej listy numerycznej to banalnie prosta sprawa, którą da się ująć w trzech krokach:

1. Weź kartkę i długopis.

2. Wypisz rzeczy, które chcesz zrobić, kupić, przeczytać, wyczarować.

3. Ponumeruj wypisane sprawy lub narysuj przy każdej znaczek.

I gotowe!

Punkty 2 i 3 można traktować wymiennie: najpierw wypisać numery lub narysować znaczki, a potem dopisać działania. Zależy od wielkości kartki, Twojego pisma i tego, czy wolisz zapisywać hasłowo („Zakupy. Zatankować. Gdzie żółta skarpetka? ”), czy bardziej narracyjnie („Zrobię zakupy w Biedrze. Zatankuję samochód. Poszukam skarpetki od tej zdekompletowanej żółtej”), czy wręcz szczegółowo („Zrobię zakupy w Biedrze: żel pod prysznic, rzodkiewki, ciemny chleb, chipsy solone, Milka o trzech smakach mała, herbata odchudzająca. Zatankuję samochód na Shellu za maks. 50 zł, pogonić obsługę, sama tankuję. Poszukam skarpetki od tej zdekompletowanej żółtej: sprawdzić najpierw pod pralką, w koszu na śmieci i na psim posłaniu”).

Niekiedy pewne liczby łączy się na stałe z konkretnymi działaniami (ja na przykład swoją ulubioną trzynastkę rezerwowałam na plany pisarskie). Niestety, to może wywołać bałagan: spisujesz służbowe albo prywatne sprawy do załatwienia, nagle wyskakuje Ci coś z innej bajki (bo to TEN numer), potem powracasz do poprzedniej tematyki lub siłą skojarzeń przechodzisz do innej – i bajzel gotowy.

Bez względu na to, którą wersję – liczbową czy znakową – wybierzecie, trzeba się przygotować i na zalety (to miło), i na wady (o, to gorzej). Zacznijmy od plusów.



1. Klasyczna lista numeryczna jest prosta. Tak, to ogromna i ważna zaleta, zwłaszcza gdy się zaczyna z listami w ogóle albo gdy trzeba szybko coś spisać. Nie wymaga zastanawiania się nad kategoriami (pierwsza ćwiartka czy druga, obszar osobisty czy zawodowy, cel taki czy ostrzenie piły owakie?), analizowania zajmowanego obecnie miejsca w uniwersum ani szukania klimatycznej przestrzeni do pracy.

2. Jest szybka. Łatwo ją sprokurować na kolanie, łatwo ją wykreślać. Nie potrzebujesz większej ilości wolnego czasu, by ją stworzyć.

3. Jest ekonomiczna: da się ją zrobić na każdej kartce / w każdym pliku komputerowym, nie wymaga rozmaitych kolorów długopisów / czcionek, odpowiedniego zagospodarowania przestrzeni ani umieszczania w szerszym kontekście zestawu list. Jeśli masz pod ręką tylko świstek o wymiarach pięć na pięć centymetrów, dasz radę upchnąć tam naprawdę wiele punktów, zapisując papier z góry do dołu, dookoła, w rogach i po drugiej stronie.

4. Jest przejrzysta. Oto ciąg spraw; zrobione – wykreślone; niewykreślone – niezrobione. Do bólu logiczne.

5. Jest jednorazowa. Nie obciąża Twojej przestrzeni fizycznej ani emocjonalnej; po zakończeniu dnia i wykreśleniu tego, co się dało, nie czujesz potrzeby zachowywania jej na pamiątkę. No, chyba że należysz do duchowego rodzeństwa Sashy Cagen i chomikujesz swoje listy na potrzeby kolejnego tomu To-do list (ale to już Twój wybór).

6. Można ją dołączyć do każdej innej formy list jako spis wprowadzający (luźne pobieżne zapiski, które się potem odpowiednio rozpisze), wspierający albo terenowy (łatwiej chodzić po mieście czy pracy z taką listą niż z olbrzymią mapą myśli).

Zalety spore i warte docenienia. Jednakże klasyczna lista numeryczna ma też wady.

1. Jest nudna. Wcześniej czy później wielu osobom zwyczajnie się przeje. Zostawia niewiele miejsca dla wyobraźni i kreatywności, chyba że masz wybitny talent malarski i każdy punkt do zrobienia oznaczasz oryginalnym rysunkiem.

2. Nie kategoryzuje, nie priorytetyzuje, nie uporządkowuje. Ponieważ spisujesz wszystko, jak leci, najczęściej przy tym na zasadzie „co się pomyśli, przypomni, pojawi”, trzymasz na papierze zadaniowy miszmasz. Nie widzisz, ile uwagi poświęcasz każdemu obszarowi swojego życia, nie widzisz, które zadania są pilne i / lub ważne, a które mogą poczekać. Musisz wykonać dodatkową robotę, analizując każdy czytany punkt pod kątem jego istotności.

3. Ciągnie się jak leniwa dżdżownica, zwłaszcza jeśli popadasz w manię zapisywania w osobnym punkcie każdego drobiazgu.

4. Nie przydaje się, gdy musisz możliwie efektywnie zagospodarować niewielką ilość wolnego czasu i wykorzystać go jak najbardziej produktywnie. Dlaczego? Bo przedzieranie się przez kolejne punkty listy, by wybrać te najważniejsze, zeżre tyle cennych minut i energii, że zwyczajnie wszystkiego się człowiekowi odechce.


5. Elastyczność klasycznej listy numerycznej ma swoją mroczną stronę: możesz zacząć traktować najbardziej wygnieciony świstek jako doskonały materiał do zrobienia spisu. Efekt? Nie wygląda to ładnie, nie wzbudza sympatii, nie pobudza do działania; przypomina raczej ponury plan lekcji z najbardziej znienawidzonego okresu szkolnego, ewentualnie rachunek z wielkich, a mało podniecających zakupów (no wiesz: chleb... masło... papier toaletowy... płyn do mycia naczyń...). O takiej liście łatwo zapomnieć, łatwo ją też niechcący wyrzucić (bo się pomyli z paragonem).

6. Klasyczna lista numeryczna nie rozwija – ani sama siebie, ani Ciebie. To taka lista, która widzi jedynie czubek własnego nosa i jest zadowolona ze swego „ja” jak Żakietowa. Więc nie, nie licz, że przy niej odkryjesz jakiś niesamowicie oryginalny sposób listowania czy zarządzania czasem i zadaniami.

Właśnie z powodu tych wad klasyczna lista numeryczna już jakiś czas temu przestała być moją podstawową formą pracy z to-do listami. Zwyczajnie – przejadła mi się, znudziła, a także zaczęła ograniczać. Jednakże z powodu swoich zalet nieraz bywa wsparciem, a czasem okazuje się jedynym sensownym wyborem, który pozwala uniknąć przerostu formy nad treścią. Taka na przykład lista zakupów – jej naprawdę wystarczy zwykłe wypunktowanie, obejdzie się bez macierzy Eisenhowera.

Obecnie sięgam po klasyczną listę numeryczną po to, by zrobić ogólny spis spraw do załatwienia, na przykład rzeczy do zrobienia na uczelni podczas wakacji. Bez priorytetowania, obszarowania etc. – po prostu zapisuję w ten sposób wszystko, co mi przyjdzie do głowy, żeby mieć później na czym i z czym spokojnie planować oraz pracować. Natomiast nie używam jej już do robienia osobistych planów, ustalania harmonogramu prac i tego rodzaju „projektów wrażliwych” – bo zwyczajnie się do tego nie nadaje.

Mimo wszystko warto pamiętać, że klasyczna lista numeryczna ma swoje zalety; jest świetnym wyborem na początku przygody z to-do listami, a później, gdy się człowiek rozwinie i rozkręci, potrafi być dobrym wsparciem. I dlatego, nawet jeśli stanowi już tylko naszą to-do listową przeszłość – należy jej się choćby ciepłe wspomnienie.

fot.: stąd, stąd, stąd i stąd

Brak komentarzy